Chyba się udało.
Osiągnęłam to czego oczekiwałam.
Dzisiaj już z czystym sumieniem mogę stwierdzić że dawno nie roztrzaskałam kolana. Nie pamiętam kiedy ostatni raz podkradłam mamie jakiś kosmetyk. Nawet krzesło stało się zwykłym przedmiotem na czterech nogach, chociaż w podstawówce uparcie twierdziłam że do siedzenia wystarczą tylko dwie. Przestałam zauważać konkretne godziny, starając się wrócić do domu o 18. Teraz o 18 dopiero zbieram się do wyjścia. Czyżby to była właśnie ta dorosłość?
Niedługo po "high school" zostanie tylko przedrostek "high" z którym nie jestem pewna jeszcze co zrobię dalej. Będzie tak przydatny jak zgaszona zapałka. Ale coś zrobić trzeba będzie.
Zawsze coś trzeba.
Mimo wszystko zaczęłam sypiać spokojnie. Nie przeszkadzają mi już rozczochrane włosy i pognieciona koszulka. Iskrząca pomadka na ustach cudownie rozświetla uśmiech. Serce, zwykle przepełnione samotnością przestało już czuć się jak pergamin wchłaniający wszystko.
Od dawna brakowało mi tych błogich wieczorów, przepełnionych zwyczajnym oddechem, niekiedy zbyt płytkim żeby nazwać go spokojnym, ale błogim. Wszystko przypominało pełną chaosu debatę myśli. Spędzałam je w bezdusznych zakątkach swojego umysłu. W każdej sekundzie milion pytań, do każdego pytania milion odpowiedzi. Gubiłam się w nich i potykałam o własne "ja". Nawet nie wiem czy ja jeszcze to własne "ja" miałam.
Te chwile wytchnienia za którymi tak tęskniłam wróciły, wraz z pierwszymi dniami grudnia, pierwszym śniegiem i pierwszym wzruszeniem ramion, kiedy było mi wszystko jedno co się wokół dzieje, bo poczułam się szczęśliwa.
Odnalazłam to coś, czego brakowało mi od dawna. Poczucie bliskości, przynależności....
Teraz nawet pulsujące skronie, spokojne źrenice, zimne dłonie dają dawno zapomniane ciepłe światło.
Zimno wyssało pewną niepewność skrywającą się pod skórą. Gdybanie i ciągłe rozterki pomiędzy zbyt szybkim końcem a nerwowym ostrzeżeniem przed przyszłym głodem. Nadal nie zapominam, wciąż doznaję nowego. Świat trochę zmalał. Ciężar zimy będzie przywodził na myśl piękne wspomnienia, ciężar pięknych wspomnień.
Teraz serce tak mocno bije, wypalam się ogromnie, ale czuję że żyję.
Niczym Barbie w stroju kucharki wracam bentlejem z Betlejem.
za chwilę święta.
zdawało mi się, a teraz bez wątpliwości - uderzający rytm w zmęczone serce - tego potrzebowałam.
Uśmiecham się.