Śnieg.
Nietypowe zjawisko budzące we wszystkich pewnego rodzaju smutek, niekiedy nawet nienawiść.
Na wszystkich portalach posty z rozgoryczeniem: - bo pada, - bo zimno, - bo śnieg.
Dla mnie chłód jest szalenie inspirujący.
Zdecydowanie jestem ciepłolubna, ale zima ma w sobie coś niezwykłego. Może to te
długie
chłodne wieczory podczas których z parującym kubkiem w ręku mogę
porozmyślać, mogę odpocząć. Może klimat który sprawia że wszystko
zasypia, i czuję, że mogę pobyć SAMA.
Może ja po prostu lubię śnieg. Lubię jego aksamitne płatki spadające mi na twarz, lubię
czuć na dłoniach przyjemne mrowienie gdy płatki topnieją na mojej
ciepłej dłoni.
Właściwie to zawsze narzekam tuż przed nadejściem zimy i śniegu.
Ale kiedy już nadejdzie - czuję się jak kropla wody, która wpada
do oceanu i już nie da się jej z niej wydobyć. Ogarnia mnie błoga cisza,
której nie chcę przeczekać, przespać, chcę ją wykorzystać do ostatniej
chwili. Zimowe dni podpowiadają mi obrazy dzięki którym mogę zrozumieć
siebie i otaczający mnie świat.
Dlatego też dzisiaj zaczynam prowadzić bloga, do którego zabierałam się już od kilku miesięcy.
Czuję, że z tym blogiem połączy mnie szczególna więź.
Obym się nie pomyliła. Mam w sobie dzikie serce, które nie umie się przywiązywać.
Więc
jeśli bym się pomyliła, jeśli by okazało się, że nie potrafię zamknąć
swojej duszy w tym blogu to przepraszam już teraz tych, którzy (mam
nadzieję) będą tutaj czasem zaglądać.